Zapraszamy na otwarcie wystawy wybranych zdjęć, które udało nam się zebrać od osób związanych z VII Dworem, w tym od filmowca Juliana Jaskólskiego. Jest to nigdzie niepublikowany zapis historii dzielnicy, uzyskany z osobistych archiwów mieszkańców.
Spotykamy się w kościele św. Stanisława Kostki (ul. Abrahama 38), w sobotę 2 grudnia o godz. 17.00.
czwartek, 30 listopada 2017
Wspomnienia p. Pawła Jurca
Kasztel
– kiedyś to była taka restauracja, i wiem od tych starszych
pokoleń, że spotykał się tam półświatek, np. cinkciarze. Raz
tylko byłem w środku jako dziecko - z kolegą, i pamiętam, że
przy wejściu były tam flipery. Wtedy było znacznie mniej takich
miejsc w Gdańsku, wiec Kasztel był znany, a że zlokalizowany w
dość ciekawym miejscu, bo z widokiem na Zaspę, Przymorze i całą
Zatokę Gdańską. Można było tam delektować się kawą, herbatą,
czy też mocniejszymi trunkami. Ja ja k byłem mały, to myślałem,
że to się w ogóle kręci, bo trochę ma ksztat karuzeli. I zdaje
się, że z powodu bijatyk w latach 80-tych zamknięto tę knajpę.
Przez pewien czas był to pustostan, a potem meble z "Furnela",
takie z wyższej półki. Po meblach zagościły tam szwaczki, można
było zobaczyć maszyny do szycia - szyto bieliznę pościelową. To
był 94 lub 95 rok. Potem był żłobek "Kot Edward" i
teraz "Stryluś"
piątek, 24 listopada 2017
Wspomnienia p. Jerzego Bakulskiego
Budowę
szkoły odwiedziliśmy z kolegami z osiedla chyba tylko raz.Mógł to
być rok 1964. Były już ściany z cegły, stały jakieś oszalowane
deskami filary, ale chyba na teren budowy nie wleźliśmy, widocznie
musiał tam grasować jakiś stróż. Nawet nie pamiętam wnoszenia
gratów po otworzeniu szkoły (co widać na filmie). Pamiętam za to,
że na dzień dobry Pani B. poczęstowała nas dyktandem z polskiego.
Załapałem się na 4, co mnie zaskoczyło, bo do nauki nigdy się
nie przykładałem. Miałem uraz po szkole 44, tej za wałem, na tzw.
Kwadracie. Do 70 -tki lubiłem chodzić, ale czasem i na wagary się
z kolegami uczęszczało. Kiedyś pamiętam, jeszcze jak mieszkałem
w 3 wieżowcu, poszliśmy z kolegą Grześkiem. A wychowawczynię to
mieliśmy wtedy okrutną, nawet pies by się jej bał. Ona się nie
szczypała, tylko prała po łapach czym popadnie, albo kudły były
w robocie jak wpadła w trans.
Jerzy
Bakulski, administrator grupy na Facebooku "Osiedle
Młodych1957-Gdańsk-Oliwa"
czwartek, 23 listopada 2017
Wspomnienia p. Michała Kochańczyka
Wspomnienia Michała
Kochańczyka z dzieciństwa, z lat 50-tych XX wieku.
W opowieściach
moich Rodziców jak i moich najwcześniejszych wspomnieniach zawsze
przewijał się motyw spacerów tak w Dolinie Zielonej jak i w
dolinie Samborowo. Mieszkaliśmy w pobliżu lasu i bardzo często
rodzinnie wędrowaliśmy leśnymi dróżkami Oliwskiego Lasu
Podziwiałem Ojca, który posiadał dobrą orientację w terenie.
Mama podczas tych wędrówek czasami się gubiła, co było potem
przyczyną niegroźnych, żartobliwych docinków Taty. Oczywiście
Rodzice uprawiali „polski sport narodowy”, czyli zbieranie
grzybów, co nie stało się moją pasją, mimo że po lesie zawsze
lubiłem wędrować. Ówczesny las w wielu miejscach był przecinany
rowami strzeleckimi, co kilkadziesiąt metrów napotykaliśmy się na
schowane w zboczach ziemianki obudowane sosnowymi pniami. Dopiero
koniec lat sześćdziesiątych drewniane obudowania tych ziemianek
zbutwiały i teraz tylko nieznaczne zagłębienia pokazują
lokalizację byłych ziemianek. Ojciec surowo nas ostrzegał byśmy
pod żadnym pozorem nie dotykali żelastwa z materiałem wybuchowym.
Rodzice opowiadali, że zaraz po wojnie, w naszych lasach było dużo
wojskowego złomu, w Dolinie Zielonej przez długi okres leżał wrak
zestrzelonego samolotu. W tym lesie czuło się atmosferę wojny.
W Dolinie Zielonej
przeżyłem prawdziwą przygodę, kiedy jako pięciolatek pierwszy
raz w życiu spędziłem całą noc w namiocie. Oczywiście razem z
moim Tatą.
Podczas spacerów w
lesie w wielu miejscach napotykaliśmy solidne ławki, pozostałości
z Wolnego Miasta Gdańska, a może jeszcze z wcześniejszych czasów.
Z czasem te ławki zostały przez wandali całkowicie zniszczone.
Trwałym, bardzo
istotnym punktem orientacyjnym był drewniany krzyż z figurą
Chrystusa, usytuowany na końcu ulicy Abrahama, u wylotu doliny
Samborowo. Ten krzyż „od zawsze” był odnośnikiem w rozmowach
ze znajomymi, bowiem często Rodzice umawiali się ze znajomymi o
określonej godzinie „koło krzyża” i wszyscy wiedzieli od razu
o co chodzi. Na początku lat siedemdziesiątych krzyż został
przebudowany i wówczas powstała legenda (głoszona między innymi
przez dziennikarza Mieczysław Abramowicza), że krzyż jest
poświęcony ofiarom Grudnia 1970 roku,
Wiosną
1956 roku, gdy uczęszczałem do przedszkola przy ulicy Glinki,
wychowawczynie chodziły z nami na spacery do uroczej doliny na
skraju Lasów Oliwskich. Kilka lat później teren ten został
zabudowany. Gromadę klockowatych wieżowców z ohydnym długim
blokiem (zwanym „Szafą”) nazwano Osiedlem Młodych (z racji
tego, że zamieszkali tam młodzi pracownicy naukowi i artyści). Na
początku lat dziewięćdziesiątych osiedle otrzymało nazwę Siódmy
Dwór. Podczas przedszkolnych spacerów w tejże dolince, wśród
gęstych zarośli, ćwiczyli także żołnierze z pobliskiej
jednostki wojskowej. Dla nas dzieci było rzeczą powszechnie
wiadomą, że żołnierze potrafią robić fujarki z wierzbowych
gałęzi. Jakie było moje zdziwienie, gdy przy prośbie o kolejną
fujarkę, żołnierze powiedzieli, że nie wiedzą, jak to się robi.
Na szczęście nadszedł żołnierz z innego pododdziału i wyciął
fujarkę na miejscu. Autorytet armii w moich oczach został uratowany
Mimo
że byłem spokojnym dzieckiem, Rodzice mieli ze mną trochę
kłopotów. Jako pięcioletni pętak wyrywałem się z domu i ze
swoimi rówieśnikami buszowaliśmy po pobliskich krzaczastych
zboczach nasypu, pozostałości po linii kolejowej wiodącej z
Wrzeszcza do Kartuz. Z tego nasypu, jako głupie dzieciaki,
rzucaliśmy małymi kamieniami w przechodniów. Raz dostałem za to
złapany i przyprowadzony do domu.
Z
małych kamieni robiliśmy jeszcze inny pożytek. Przed naszym domem
biegła linia tramwajowa i ulubioną naszą zabawą dziecięcą było
kładzenie małych kamieni na szynach, by po przejeździe tramwaju
skwapliwie zebrać rozkruszony skalny pył. Każdy z nas cierpliwie
czekał na swoją kolejkę, a ponieważ tramwaje jeździły rzadko,
trochę czasu to trwało. Zniecierpliwiony wpadłem na „genialny”
pomysł i gdy przyszła moja kolejka, ułożyłem całą gromadkę
kamieni na szynie. Tych kamieni było zdecydowanie za dużo i w
chwilę potem wagon tramwajowy typu Bergmann… wykoleił się przed
domem. Radość dzieci nie miała granic, wszystkie radośnie
wskazały na mnie „To ten!!!”. Od razu oberwałem od
motorniczego.
Rodzice
mieli potem z tego powodu dużo kłopotów, nawet przyszła jakaś
komisja społeczna z tramwajarzami.
W ówczesnych latach
pewnym antidotum na problemy finansowe i aprowizacyjne były zbiory
uzyskiwane na działkach, czyli jak się wówczas mówiło na
pracowniczych ogródkach działkowych. Chyba od początku lat
pięćdziesiątych Rodzicie uprawiali działkę przy obecnej ulicy
Krasnoludków. Warzywa i owoce zebrane na działce stanowiły znaczną
naszego wyżywienia. Trzeba przyznać, że Rodzice lubili prace
ogródkowe i oddawali się tym zajęciom z przyjemnością.
Oczywiście byłem częstym gościem na działce, z pewnością
bardziej szkodzącym niż pomagającym, ale przez lata, obserwując
pracę Ojca i słuchając Jego porad, zapoznałem się pracą
działkowca. Nauczyłem się odróżniać gatunki warzyw i drzew
owocowych, wiedziałem kiedy trzeba sadzić poszczególne rośliny, w
jaki sposób przecinać drzewa owocowe. Ta nauka przychodziła
mimowolnie. Później dziwiłem się moim rówieśnikom, którzy nie
byli w stanie rozpoznać drzewek jabłoni czy wiśni, dla mnie te
sprawy były oczywiste.
Warzywa zebrane na
działce magazynowane były w przemyślnie wykopanej piwnicy,
schowanej w podłodze drewnianego, maleńkiego domu na działce.
piątek, 17 listopada 2017
Broszura o naszej dzielnicy
Dzień dobry,
zapraszamy na warsztat, na którym popracujemy z naszymi osobistymi opowieściami, związanymi z dzielnicą VII Dwór. Spotkanie jest otwarte również dla osób spoza dzielnicy.
Można przynieść gotowy tekst i zredagować go z nami, można też opisać swoje wspomnienia na warsztacie. Teksty wraz z fotografiami zebranymi od mieszkańców zostaną opublikowane w broszurze poświęconej historii VII Dworu.
Spotkanie poprowadzi Natalia Fiedorczuk-Cieślak. W 2016 roku wydawnictwo Wielka Litera opublikowało jej powieść „Jak pokochać centra handlowe”, nagrodzoną później Paszportem „Polityki” za 2016 rok w kategorii literatura. Autorka albumu "Wynajęcie" (wyd. Fundacja Bęc Zmiana, Narodowe Centrum Kultury) – zawierającego fotografie Natalii, dokumentujące proces poszukiwania mieszkania w Warszawie i wielkomiejską kulturę wynajmowania.
Spotykamy się w salce projekcyjnej przy kościele św. Stanisława Kostki (ul. Abrahama 38), w sobotę 18 listopada o godz. 15.00.
zapraszamy na warsztat, na którym popracujemy z naszymi osobistymi opowieściami, związanymi z dzielnicą VII Dwór. Spotkanie jest otwarte również dla osób spoza dzielnicy.
Można przynieść gotowy tekst i zredagować go z nami, można też opisać swoje wspomnienia na warsztacie. Teksty wraz z fotografiami zebranymi od mieszkańców zostaną opublikowane w broszurze poświęconej historii VII Dworu.
Spotkanie poprowadzi Natalia Fiedorczuk-Cieślak. W 2016 roku wydawnictwo Wielka Litera opublikowało jej powieść „Jak pokochać centra handlowe”, nagrodzoną później Paszportem „Polityki” za 2016 rok w kategorii literatura. Autorka albumu "Wynajęcie" (wyd. Fundacja Bęc Zmiana, Narodowe Centrum Kultury) – zawierającego fotografie Natalii, dokumentujące proces poszukiwania mieszkania w Warszawie i wielkomiejską kulturę wynajmowania.
Spotykamy się w salce projekcyjnej przy kościele św. Stanisława Kostki (ul. Abrahama 38), w sobotę 18 listopada o godz. 15.00.
czwartek, 16 listopada 2017
Przed oddaniem szkoły
Obchód władz Spółdzielni Mieszkaniowej, przedstawiciela KD PZPR, i MRN przed oddaniem szkoły, 29.08.1965 r.
środa, 15 listopada 2017
W pierwszej siedzibie Spółdzielni Mieszkaniowej
Na zdjęciu widoczny Karol Sobiecki w pierwszej siedzibie Spółdzielni Mieszkaniowej Osiedla Młodych, Al. Zwycięstwa 8-1 (w budynku Okręgowego Zarządu Stowarzyszeń i Związków), prawdopodobnie 1957 rok.
poniedziałek, 6 listopada 2017
Grzyby VII Dworu
Marcin
S. Wilga – „Borsuk”
SIÓDMY DWÓR
Nazwa
jak z… bajki, tyle że to realnie istniejące osiedle. Powstało w
Gdańsku około roku 1960, choć plany zabudowy są nieco
wcześniejsze. Z czym mi się kojarzy owa nazwa wymieniona w tytule?
Z Lagrami oraz… grzybami. Termin Lagry powstał tuż po II wojnie
światowej i dotyczy zbocza doliny (nazwa ta jest błędnie kojarzona
z terminem Lagerkommando, które oznacza hitlerowski obóz
koncentracyjny). W rzeczywistości w okresie okupacji niemieckiej w
rejonie osiedla była zlokalizowana filia malborskiego Stalagu.
Obiekt taki powstał w pobliżu obecnych ulic Rodakowskiego i
Norblina oraz sąsiedniej – Michałowskiego. Przetrzymywano tu
w 10 wybudowanych barakach ogółem 2500 żołnierzy Armii Czerwonej.
Tuż po wojnie ekshumowano zwłoki 276 jeńców i pochowano je na
cmentarzu żołnierzy radzieckich w Sopocie. W okresie śnieżnych
zim w latach 60. i 70. Lagry były okupowane przez miłośników
„białego szaleństwa”. Stąd wybudowano tam nawet wyciąg
narciarski; pozostało po nim jedynie wspomnienie i betonowy słup
oświetleniowy.
A
grzyby? Otóż Osiedle VII Dwór okalają z trzech stron przepiękne
Lasy Oliwskie. Poznawanie ich przyrodniczego bogactwa rozpocząłem w
1954 r. jako zapalony małoletni grzybiarz. Na początku Alejki
Brzozowej rósł wówczas młody lasek sosnowy obfitujący w maślaki.
Teraz już wiem, że namiętnie poszukiwałem maślaków ziarnistego
oraz pospolitego, które są symbiontami sosny zwyczajnej.
Trafiały się i inne gatunki jadalne, np. koźlarze: babka i
pomarańczowożółty nazywany po ludowemu krawcem. Te gatunki z
kolei wyrastały pod tamtejszymi brzozami. Pamiętam także
niejadalną dzieżkę pomarańczową, tworzącą przecudne
kilkucentymetrowe miseczki w kolorze oranżu.
Dzięki
zadrzewieniu osiedla i utworzeniu szeregu trawników, część
grzybów znalazła tu dobre warunki rozwoju. W przeciwieństwie do
okresu kiedy preferowałem wyłącznie gatunki jadalne, obecnie
większą uwagę skupiam na grzybach zagrożonych, rzadkich, takich
z polskiej czerwonej listy. A jest ich na obszarze Osiedla VII
Dwór niemało. Do rzadkości należy urna diabła, rosnąca u
szczytu Lagrów na wysokości działek (świadomie w tekście nie
używam łacińskich nazw naukowych grzybów, aby tymi terminami nie
rozpraszać Państwa uwagi). Wymieniony gatunek tworzy owocniki o
wyglądzie pucharków z czarnym środkiem przypominającym czeluść
piekła – stąd ta dziwaczna nazwa. Miseczkowaty kształt mają
młode owocniki piestrzycy popielatoszarej, rosnące ongiś na
trawniku w rejonie ul. Norblina. Inna piestrzyca Helvella
queletii, nie posiadająca dotąd
polskiej nazwy, pojawiła się na trawniku w rejonie ronda na końcu
ul. Michałowskiego; stworzenie tam placu zabaw dla dzieci zakończyło
egzystencję tego rzadkiego gatunku grzyba. W tym samym miejscu
pojawiają się owocniki borowika ponurego; ma on też i inną
osiedlową lokalizację w pobliżu ul. Chełmońskiego obok garaży.
Owocniki są wyrywane, kopane, deptane i nazywane błędnie
szatanami, a przecież tak pięknie ozdabiają otoczenie (proszę
zerknąć na fotografię).
W
wymienionym rejonie osiedla, w lipcu i sierpniu, czasami też na
początku września, w powietrzu można było wyczuć niemiły zapach
przypominający odór wydzielany przez rozkładającą się padlinę.
Sprawcą tego zjawiska okazał się grzyb – sromotnik smrodliwy,
dawniej nazywany bezwstydnym. Na stożkowatym kapeluszu gatunek ten
produkuje zgniłozieloną substancję zwaną glebą. Jej przykry
dla ludzi zapach przyciąga padlinożerne owady, które zjadają
glebę i roznoszą w ten sposób zarodniki grzyba (zjawisko
entomochorii).
Do
prawdziwych unikatów należał smardz jadalny. Dawniej był pod
ochroną ścisłą, obecnie tylko częściową; ochrona dotyczyła
okazów rosnących na naturalnych stanowiskach. Pojawianie się przez
kilka lat pod oknami wieżowca przy ul. Michałowskiego tego grzyba
było dla mnie zaskoczeniem. Zwykle okoliczni mieszkańcy nie
zwracali uwagi na niego, dlatego mogłem bez problemu fotografować
jego piękne i oryginalne owocniki.
Wymienione
dotychczas gatunki grzybów wielkoowocnikowych (z wyjątkiem urny
diabła) rosły na obszarze zabudowanym – typowo antropogenicznym.
Pora na kilka przykładów gatunków rosnących w lesie
przylegającym do tego terenu. Otóż stwierdziłem tu dzwonkówkę
fioletowawą, znaną z 10 krajowych stanowisk; owocniki wyrosły na
pniaku po wyciętej olszy szarej. Prawdziwą ucztą dla oczu jest
niewątpliwie widok owocników czarki austriackiej, pojawiających
się od połowy marca, a nawet i wcześniej, do końca kwietnia. Mają
one jaskrawoczerwoną (szkarłatną lub karminową) barwę mocno
kontrastującą z szarobrązowym tłem podłoża. To prawdziwa
ozdoba wiosennego lasu! Apotecja – tak nazywają się owe
miseczkowate owocniki, niezwykle rzadko prezentują inne kolory:
pomarańczowy i żółty, a nawet biały. Takie właśnie
nietypowe owocniki w kolorze ciemnożółtym, rosnące na martwym
drewnie olszy szarej, napotkałem kilka lat temu. Niestety, tzw.
prace porządkowe w lesie unicestwiły te oryginalne okazy
(pozostały fotografie).
Na
przysłowiowy felietonowy deser pozostawiłem gwiazdosza potrójnego.
Nazwa grzyba odpowiada kształtowi jego owocników. Początkowo są
one prawie kuliste, następnie zewnętrzna okrywa pęka i powstaje
okrągły twór wsparty na kilku ramionach w kształcie gwiazdy. Na
szczycie owocnika powstaje otworek, przez który wysypują się
zarodniki.
***
W
moim spisie grzybów okolic Osiedla VII Dwór jest jeszcze mnóstwo
interesujących gatunków, ale te zaprezentowane powyżej powinny
zaspokoić Państwa ciekawość. Wiem, że część Czytelników
obruszy się czytając powyższy tekst: po co zajmować się grzybami
niejadalnymi?! Identycznie myślałem dawniej, ale zmieniłem zdanie
poznając przeuroczy świat grzybów i innych organizmów
egzystujących m.in. w Lasach Oliwskich. Zaobserwowałem
przykładowo przyjaźnie i antypatie grzybów, ich ciekawe relacje z
drzewami, roślinami zielnymi, wykorzystywanie wiatru i zwierząt
do rozsiewania swoich zarodników i, co najważniejsze – naturalne
nawożenia przez te organizmy środowiska lasu.
Niniejszy
tekst jest moim skromnym, choć nietypowym wkładem w Jubileusz
Osiedla VII Dwór. Składam serdeczne życzenia mieszkańcom,
zwłaszcza osobom troszczącym się o jego wygląd estetyczny i
jakość życia, których prospołeczna oraz proekologiczna
działalność nie zawsze znajduje zrozumienie u gdańskich władz.
Poniżej
przedstawiłem widok owocników niektórych gatunków opisanych w
tekście. Materiał zaczerpnąłem m.in. z książki mojego autorstwa
pt. „Cuda oliwskiej przyrody. Grzyby.”, wydanej w 2016 r.
przez Wydawnictwo Koziorożec w nakładzie 200 egzemplarzy.
Urna
diabła Urnula craterium
Piestrzyca
popielatoszara Helvella costifera
– dojrzałe owocniki (apotecja)
Fotografia z 1928 roku
Nieistniejący już VII Dwór, tuż na prawo od górnej części obecnej ulicy Chełmońskiego. Rok 1928.
Przesłał Michał Kochańczyk.
Przesłał Michał Kochańczyk.
Subskrybuj:
Posty (Atom)